"Jeżeli ktoś uważa, że może pokładać ufność w ciele, to ja tym bardziej: obrzezany ósmego dnia, z narodu izraelskiego, z plemienia Beniamina, Hebrajczyk z Hebrajczyków. W stosunku do Prawa - faryzeusz, co do gorliwości - prześladowca Kościoła, a jeśli chodzi o sprawiedliwość opartą na Prawie - nic mi nie można zarzucić. Jednak ze względu na Chrystusa uznaję za bezwartościowe wszystko, co przynosiło mi zysk. I naprawdę uważam, że to wszystko jest bezwartościowe w porównaniu z bezcennym darem poznania Chrystusa Jezusa, mojego Pana. Dla Niego odrzucam [to] wszystko i uznaję za śmieci. Pragnę tylko pozyskać Chrystusa i znaleźć się w Nim, nie w oparciu o własną sprawiedliwość, pochodzącą z Prawa, ale dzięki sprawiedliwości, która rodzi się przez wiarę w Chrystusa i której Bóg udziela na podstawie wiary. Moim celem jest poznanie Chrystusa... ...Nie twierdzę, że to już osiągnąłem lub stałem się doskonały... nie wmawiam sobie, że osiągnąłem cel. Ale jedno czynię: zapominając o tym, co jest za mną, biegnę ku mecie po nagrodę, do której Bóg wzywa w górę w Chrystusie Jezusie."
- List do Filipian 3,4-14 -
Apostoł Paweł z pewnością był wyrazistą postacią. Wyobrażam sobie, iż współcześni mu musieli go albo kochać, albo nienawidzić. Obojętność raczej nie wchodziła w grę. Zresztą emocje, pisany dorobek Pawła wywołuje do dziś. Sam zachwycam się nim dosyć regularnie, ale też… bywa, że się rozeźlam, np. czytając jego opinie o kobietach. Czy Paweł nie był przypadkiem odrobinkę seksistą??? Jednakowoż powyższy tekst rozkłada mnie na łopatki! Wzrusza, zachwyca i zawstydza! Oto bowiem, ten niezwykły człowiek nie waha się wyznać, że wszystkie jego dotychczasowe osiągnięcia to śmieci, w porównaniu z ważnością ciągłego poznawania Zbawiciela. Szanowny Czytelniku, czy byłbyś w stanie coś takiego powiedzieć o sobie? Czy ja potrafiłbym…???
Czy chciałbym…?
Powszechnym ludzkim odruchem, jest szukanie aprobaty dla własnych poczynań i przekonań w oczach innych. To w naturalny sposób pociąga za sobą (niestety!!!) nasze ciągłe huśtawki emocjonalne. Bo przecież… raz powiemy coś mądrzej, raz… zupełnie niemądrze. Raz uda nam się błysnąć doskonałym czynem, ale innym razem coś haniebnie spaprzemy. Jeżeli bardziej przywiązujemy się do sukcesów – bardzo szybko stajemy się żałosnymi pyszałkami, jeżeli bardziej przekonują nas porażki – popadamy w kompleksy czy wręcz depresje. Nasze poczucie godności, znaczenia swoje odbicie odnajdują w opiniach o nas… Stąd paniczny strach: „Co ludzie powiedzą?!!!”
A dla Pawła to śmieci…
Ale przecież w tym „szaleństwie” jest metoda! Bo oto Chrystus dając człowiekowi PRAWDZIWĄ wolność pozwala mu „celebrować” ją poprzez ulokowanie pragnienia poczucia godności, znaczenia, docenienia – w Nim! Jestem wolny min. dlatego ponieważ NARESZCIE nie muszę niczego nikomu (także Bogu – sic!!!) udowadniać. Moje znaczenie i moja godność nie są zależne od widzimisię drugiego człowieka, ale wynikają bezpośrednio z tego, kim jestem dla Jezusa Chrystusa – Syna Bożego!
Wyznam, że ta sprawa ma dla mnie znaczenie nie do przecenienia. Przynajmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, jestem grzesznikiem, człowiekiem o nienajlepszym życiorysie. Na swojej drodze spotkałem więc wielu ludzi, którzy (w sensie formalnym czasami słusznie) potępiali mnie i oskarżali o najprzeróżniejsze zło. Często słyszałem, że mając taką a nie inną „kartę życiową” jestem zwyczajnie skończony. Jestem NIKIM. Pomijając słuszność czy niesłuszność tych oskarżeń, powtarzane przez dłuższy czas spowodowały, iż popadłem w potężną depresję, wierząc, iż rzeczywiście „jestem nikim”. Zwykłym śmieciem… A chcę wszystkim napisać, że to BARDZO upokarzające – być nikim! Gdy jest się nikim, traci się chęć do życia! Gubi się perspektywę i sens… I w takich okolicznościach, kiedyś tam – dwadzieścia parę lat temu – było dane mi odkryć, że dla Jezusa i w Jezusie jestem KIMŚ! I zostałem uratowany…
Po drugie, jestem postacią publiczną. Rzecz jasna w mikroskali, ale jednak… Gdybym musiał własną godność, czy wręcz samopoczucie uzależniać od ludzkich opinii o sobie, bardzo szybko odszedłbym od zmysłów albo uzależniłbym się od narkotyków czy alkoholu. A tak mogę szczerze wyznać, że jestem szczęśliwcem żyjącym w pokoju z Bogiem i w zgodzie ze samym sobą. Ponieważ… jestem w Chrystusie. Rzecz nie do przeliczenia na jakiekolwiek pieniądze, czy w ogóle nieporównywalna z niczym mi znanym.
Jest jednak w przytoczonym wyżej, Pawłowym tekście, przynajmniej jeszcze jeden wątek o kapitalnym dla mnie znaczeniu. Otóż apostoł (ten apostoł!!!) nie tylko nie wstydzi się publicznie wyznać, że dotychczasowa jego sprawiedliwość, w porównaniu z życiem ze Zbawicielem, to nic nie warte poczynania, ale także nie wstydzi się stwierdzić, że on ciągle jest niejako „wpół drogi”. Że nie wszystko osiągnął, dopracował, posiadł… Że cel jest ciągle przed nim. No, no… Facet, dzięki któremu chrześcijaństwo rozprzestrzeniło się wokół pokaźnej części basenu śródziemnomorskiego, zapomina o tym, co za nim i pamięta tylko o tym, co przed nim… Gdyby napisał, że zapomina o wszystkich swoich wcześniejszych upadkach czy niegodziwościach – byłoby to zrozumiałe. Ale on zapomina o WSZYSTKIM! Rozumiem, że też o swoich niebywałych sukcesach misyjnych, poświęceniach dla ewangelii itd. itp. Szanowny Czytelniku, czy nie należy tutaj zakrzyknąć – szacun?! Czapki z głów?!
Zaglądam do własnej duszy. Czy ja w imię spotkania się ze Zmartwychwstałym też zapominam o wszystkim? Czy w tym kontekście, swoje jakieś tam osiągnięcia i sukcesy też jestem gotów uznać za… śmieci?!!! Brrrr! Niełatwe to słowa…
Jednak… Przecież moją godność i wartość zakotwiczyłem kiedyś w Tym, dzięki któremu wreszcie mogę się czuć BEZPIECZNY i SPEŁNIONY…
Więc zgoda! Sam w sobie coś łamię i próbuję za Pawłem: „Tylko Chrystus – reszta to śmieci!”
Bo wolność warta jest poświęceń. Wolność do spełnionego bycia z Nim, niezależnie od „zewnętrznych” komentarzy…
PS.
Mój przyjaciel zwrócił mi przytomnie uwagę, że podstawowym kontekstem Pawłowej wypowiedzi jest jego stosunek do Prawa Mojżesza. Prawo jest dla Pawła śmieciem.
Jest to prawdą! Nie wspomniałem o tym wyraźnie, ponieważ wydało mi się to (zapewne niesłusznie) oczywistością. To na czym mi w moim nieudolnym pisaniu zależało, to na zwróceniu uwagi, że współczesny człowiek bardzo często swoją wartość uzależnia od tego co robi i jak szlachetnie się poświęca. Podtrzymuję więc sugestię, że wobec doniosłości poznania (i ciągłego poznawania) Chrystusa, wszelkie ludzkie aktywności, mające wykazać, że jednak „nie jesteśmy tacy źli ponieważ…”- to zwykłe śmieci.
Każda aktywność może także stać się swoistym „Prawem”. Dla Pawła mogła nim być jego działalność misyjna. On jednak zapominał co za nim w imię celu – nagrody zbawienia. Nagrody wynikającej z miłości i łaski Zbawiciela.
Określone standardy ludzkiego życia i postępowania mają kapitalne znaczenie w oczach Boga tylko i aż wtedy, gdy wynikają z miłości, a nie z chęci udowadniania czegokolwiek lub poprawiania swojego wizerunku.