Tomek Żółtko

poeta • muzyk • publicysta

Kraków 09.11.2010


"...Jeśli ktoś z was uważa, że jest w obecnym wieku mądry, niech się stanie głupi, aby zmądrzeć."

- 1 List do Koryntian 3:18b -

Moje doświadczenie (niewielkie, ale… innego nie posiadam), wynikające przede wszystkim z analizowania własnego życia, oraz podpatrywania zachowań innych ludzi, podpowiada mi, że zwykle bywa tak: najpierw w naszych relacjach z Bogiem coś ważnego przeżywamy, coś odkrywamy i to zdarzenie (zdarzenia) zmieniają – czasem radykalnie – nasze postrzeganie rzeczywistości. Świat zaczyna jawić nam się innym niż był do tej pory, ludzkie słowa i czyny nagle nabierają nowych, obcych nam wcześniej znaczeń i konsekwencji. Pozytywnymi przykładami tego typu przełomów mogą być np. fenomeny „nowego narodzenia” (patrz – rozmowa Jezusa z Nikodemem – Jan.3,1-21) czy uświadomienie sobie jakiegoś swojego upadku i pokutowanie.
Jednak potem… No cóż… Zdarza się, że obrastamy w piórka. Poznajemy trochę Biblii, trochę zwyczajów chrześcijańskiego środowiska, do którego trafiliśmy i powoli stajemy się ekspertami od Pana Boga i od życia z Nim.
Skoro bowiem On zadziałał w NASZYM życiu tak a tak, i to Jego zadziałanie przejawiło się tak a tak – oznacza to dla nas niezbicie, że jest to uniwersalna norma (potrafimy podłożyć pod to rzecz jasna stosowną ilość biblijnych cytatów) dla każdego. Skoro MY byliśmy w stanie oprzeć się takim to a takim pokusom, oczywistym jest, że inni też muszą…

I biada im, jeżeli nie mogą!
Otóż to – biada im! I znów setki stosownych cytatów…

Są chrześcijanie, którzy odkrywszy w swoim życiu błogosławieństwo samodzielnego czytania i interpretowania Biblii, zafascynowali się tymże błogosławieństwem do tego stopnia, że wydaje im się, iż niczego i nikogo już nie potrzebują. Wystarczy, że ONI czytają… A że czytają, nierzadko niestety pod z góry założoną tezę… Tego nie chcą, albo nie potrafią dostrzec…

A w zależności od założenia, z Biblii można wyczytać wszystko, czego się tylko zapragnie! Wszystkie kościoły zaklinają się wszak, że fundamentem ich wiary jest Biblia. A przecież tak bardzo często się różnią…
Różnią w dogmatyce ale też np. w etyce.
Ale co tam kościoły – poszczególni chrześcijanie tak bardzo się różnią w ocenach moralnych różnych zjawisk! I wszyscy jesteśmy przekonani o własnej „biblijności”. Do krwi ostatniej!!!

No i w tym miejscu, niejeden pomyśli – „Żółtko stał się postmodernistą. Skrajnie relatywizuje! Zgroza!”

Znam chrześcijan bardzo mocno – na podstawie stosownych tekstów – potępiających kiedyś rozwody. Dziś już tego nie robią ponieważ …ich dzieci rozwiodły się.
Znam chrześcijan bardzo mocno – na podstawie stosownych tekstów – potępiających kiedyś aborcję. Dziś już tego nie robią, ponieważ kogoś z ich bliskich dotknął ten problem.
Znam chrześcijan nieznających kiedyś – na podstawie stosownych tekstów – krztyny zrozumienia dla wątpiących w Boga. Dziś już tego nie robią, ponieważ ich najbliżsi odeszli…
Znam chrześcijan brzydzących się kiedyś podać rękę – na podstawie stosownych tekstów – tym, którzy zdradzili swoich współmałżonków. Dziś już się nie brzydzą, bo sami okazali się być zdradzającymi.
Znam różnych chrześcijan…

Jak myślisz Czytelniku, czy sugeruję tutaj i teraz, że aborcja lub rozwód są ok.?

Z Biblii można wyczytać wszystko i nic! Można z niej wyczytać, ze Bóg brzydzi się niemoralnością seksualną i jednocześnie nie zauważyć passusów traktujących o tym, że także obrzydliwi są dla Niego ci, co sadzą przed czasem… (por. I Kor.4,5)

Nie relatywizuję więc! Raczej chodzi mi o to, żebyśmy wspólnie inspirowali się do bycia pokornymi. Pokornymi w czytaniu i rozumieniu Biblii i pokornymi w ocenianiu siebie nawzajem.
Nad Pismem Świętym od tysięcy lat (poczynając od najstarszych fragmentów ST) pochylają się miliony (miliardy?) ludzi, szukających Boga, Jego prawdy, woli i mądrości. Wielu z nich opisało swoje przemyślenia i doświadczenia. Jeżeli dzisiaj wierzymy, że Duch Święty prowadzi nas w czasie lektury Nowego i Starego Testamentu, to powinniśmy założyć, że naszych przodków także w tej lekturze prowadził. Pochylajmy się, choć wiec od czasu do czasu, nad ich dorobkiem i nie odkrywajmy Ameryki wciąż na nowo. Uchroni nas to przed niejednym sztormem w czasie wyprawy do niej…

Uważam, że pilną potrzebą naszego kraju, jest czynienie przez nas pokoju. W sytuacji, gdy z jednej strony ciągle słyszę o potrzebie walki o wartości a z drugiej, gdy w tej walce widzę tak wiele pogardy i zacietrzewienia, uważam, iż potrzeba nam pokoju! Nie osiągniemy go jednak nieustannie potępiając się wzajemnie, pogardzając sobą i nie szanując. I doprawdy nie chodzi o postmodernistyczną, supersubiektywną optykę widzenia dobra i zła. Chodzi mi o to, żeby nie wytaczać armat przeciwko grzeszącym, ponieważ nigdy nie wiemy, co NAS może jeszcze w życiu spotkać. Nie powielajmy błędów „świętej” elity żydowskiej gardzącej Chrystusem, goszczącym w domach oszustów, kolaborantów i kobiet „lekkich obyczajów”. Bo przecież nie potrzebują zdrowi lekarza! (por. Mt.9,12; Mk.2,17; Łk.5,31)

Drogi Czytelniku – jesteś zdrowy czy chory? Kogo potrzebujesz???

Bardzo trudno pisze mi się powyższy tekst. Wiem, że nie zostanie on dobrze przyjęty przez „bezgrzesznych”. Wiem, że nie zostanę zrozumiany ani przez tych, co uważają, że pisanie o Bogu jest przejawem zabobonnej dewocji, ani przez tych przekonanych, że chrześcijaństwo błądziło do chwili ich pojawienia się na świecie. Z całą pewnością wzruszą ramionami eksperci…

Zdobywam się jednak na skreślenie tych kilku zdań, ponieważ kiedyś tam miałem przywilej spotkać się ze zmartwychwstałym Zbawicielem, w sytuacji totalnego upadku, gdy nikt nie dawał mi żadnych szans, gdy wyklinano mnie od czci i wiary, pokazując jak wiele tekstów biblijnych obnaża moje zło i moją grzeszność. I nie wiedzieć czemu, gdy byłem na dnie – Chrystus właśnie nade mną się pochylił. A musiał się pochylić naprawdę nisko!
No i rzecz charakterystyczna, zanim w oczach wielu stałem się nikim, byłem „teologicznym jurorem”, potrafiącym każdy problem „rozwalić” odpowiednim biblijnym cytatem a co za tym idzie wydawało mi się, że mam prawo innym ludziom wystawiać odpowiednie (czytaj biblijne) laurki. Jakże byłem żałosny! Chwilę później te same cytaty piekły mnie żywym ogniem… Powodowały obłęd!

Do końca moich dni nie przestanę dziękować za Jezusa Chrystusa, który w moim przypadku okazał się tak bardzo swoiście…”niebiblijny”…
Dostałem nową szansę, choć – po ludzku – z całą pewnością nie powinienem.
Ech!

Dlatego dzisiaj już nie sądzę.

Dlatego dzisiaj jestem spełnionym i szczęśliwym człowiekiem!

No i rzecz jasna staram się jak najwięcej czytać Biblię!!! Jednak bez założeń wstępnych. Szukam bowiem myśli Stwórcy.