"...[ Jezus ] przebywał na świecie i dzięki Niemu świat powstał, ale świat Go nie rozpoznał. Przyszedł do swego, swoi Go jednak nie przyjęli. Lecz tym wszystkim, którzy Go przyjęli, dał przywilej stania się dziećmi Boga - tym, którzy wierzą w Jego imię, którzy narodzili się nie z krwi ani woli ciała, ani z woli mężczyzny, lecz z Boga."
- Ew. Jana 1:10-13 -
Poznanie… rozpoznanie oraz przyjęcie Jezusa Chrystusa były i są po dziś dzień elitarne. Być może między innymi dlatego, że Bóg w niezrozumiałym dla nas stopniu ceni sobie pokorę. Jeżeli ktoś w Jego oczach chce być wielkim, musi najpierw stać się sługą, ponieważ to właśnie pokora (uniżenie, służba) poprzedza chwałę (por. Przyp.Sal.15,33; Ew.Mat.20, 26). Dla wielu współczesnych Chrystusowi nie do zniesienia były: miejsce Jego urodzin, pochodzenie, brak stosownego wykształcenia, niezrealizowanie politycznych aspiracji narodu, wreszcie – hańbiący koniec publicznej działalności. Pogardzili więc, zlekceważyli i… nie rozpoznali Mesjasza!
My dzisiaj teoretycznie jesteśmy w zdecydowanie bardziej uprzywilejowanej sytuacji. Posiadamy wiedzę o Logosie, o Światłości świata… Teoretycznie… Lecz… co z tego?! – chciałoby się zawołać (w rozpaczy?). Bo otóż wiedza – sobie, a nasze przyzwyczajenia, kulturowe uzależnienia – sobie. Cóż z tego, że niewyobrażalny w swojej potędze Stwórca wszystkiego, co istnieje, powodowany miłością, upokorzył się, zszedł na „ludzki poziom”, posłał Syna, który został obrazoburczo zwykłym człowiekiem, zabitym jak najpodlejszy złoczyńca, abyśmy my, odtąd uwolnieni od potępienia, mieli możliwość zostać współdziedzicami wołającymi do Boga: Abba – Ojcze?! (por. Rzym.8,14-17) Cóż z tego, że mamy możliwość kochać Go i być przez Niego kochani, że mamy do Niego nieskrępowany dostęp, że możemy rozmawiać z Nim, liczyć na Jego zrozumienie, wybaczenie – praktycznie kiedy tylko zechcemy? Podobnie jak dwa tysiące lat temu ta prawda jest zbyt obrazoburcza – kłóci się z naszym dumnym doświadczeniem, przerasta pyszną wyobraźnię, jest nie do zniesienia dla naszych egocentrycznych emocji!!!
Stworzyliśmy więc instytucje i pośredników mających niedostępnego i ukrytego gdzieś w zaświatach Pana Boga trochę udobruchać, trochę Go oswoić. Owe instytucje i owi pośrednicy mają prawo i stosowne kwalifikacje, żeby się u Najwyższego za nami wstawiać i żebrać o jakieś ochłapy Jego trudnej przychylności. Bardzo żeśmy się do nich przyzwyczaili… Do tego stopnia, iż zaczynają mylić nam się z samym Stwórcą. Patrzymy więc na np. seksualne upadki niektórych duchownych i zastanawiamy się: j a k i m jest Bóg, u którego t a c y ludzie mają „znajomości”? Patrzymy na ich zwierzchników, niewahających się przez lata oszukańczo ukrywać prawdę (nierzadko milczenie kupując za pieniądze) a dzisiaj ciągle niegotowych do pokuty i przeproszenia na całe życie skrzywdzonych ofiar i zaczynamy się bać, czy aby Bóg nie jest tak samo zakłamany, bezduszny i obojętny na krzywdę… na łzy…
No, ale jest też światełko w tunelu – wspaniały Jan Paweł II. Podziwiamy go do tego stopnia, że w ostatni Wielki Piątek, przypadająca w tym szczególnym dniu rocznica jego śmierci była dla nas Polaków po stokroć ważniejsza niż rocznica śmierci Zbawiciela Mesjasza – Jezusa Chrystusa!!! Wszystkie media zgodnie informowały o Janie Pawle, o Chrystusie zgodnie milczały! W koło słyszałem jak wszyscy bardzo kochamy „naszego papieża-Polaka”, o miłości do umęczonego na krzyżu Dawcy Zbawienia nie zająknął się nikt…
Doprawdy – gdzie jest człowiek a gdzie Bóg?! Kto jest kim?!!!
Zdaję sobie sprawę z tego, iż pisząc te słowa straszliwie się narażam. Być może narażam nie tylko siebie, ale także moją rodzinę. (Na przykład moje dzieci na nieprzyjemności w szkole.) Całkiem prawdopodobne, że zatrzaskuję sobie teraz niejedne „koncertowe drzwi”. Trudno… Pomimo tego, że się bardzo boję, chcę w tym miejscu desperacko wykrzyczeć: Nie kościół, nie duchowieństwo, nie Jan Paweł II, ale Jezus Chrystus i tylko ON ma prawo i moc dawać życie wieczne!!! „Lecz tym wszystkim, którzy Go przyjęli, dał przywilej stania się dziećmi Boga- tym, którzy wierzą w Jego imię, którzy narodzili się nie z krwi ani woli ciała, ani z woli mężczyzny, lecz z Boga.”( Ew.Jana1,12-13)
Szanowny Czytelniku, tych słów nie wymyśliłem ja, lecz napisał je Apostoł Jan, jeden z najbliższych współpracowników Jezusa. Kończąc więc – proszę wybacz śmiałość – chcę Cię zapytać: Co Ty na to? Kim dla Ciebie jest Jezus Chrystus? Które miejsce w Twojej hierarchii ważności ON zajmuje? Czy możesz o sobie powiedzieć, że „narodziłeś się z Boga”, więc Chrystusa kochasz ponad wszystko, z całej swojej siły, woli i serca? U kogo i gdzie – t a k n a p r a w d ę – szukasz zbawienia, miłości, dobra, sensu? Kto jest Twoim (bogiem) Bogiem? A może co…(nim) Nim jest?
PS.
Pragnę jeszcze dodać, iż:
Po pierwsze, wierzę w to, że skuteczność ofiary Jezusa Chrystusa jest wystarczająca, aby oczyścić p o k u t u j ą c y c h z każdego brudu, także z grzechu pedofilii i grzechu obłudy ukrywania tejże. Ofiara Chrystusa jest skuteczna również w przypadku mylenia Boga z człowiekiem… Po drugie, ufam , że Chrystus chce i może uleczyć w s z e l k i e zranienia np. będące udziałem ofiar pedofilskich praktyk. Po trzecie wreszcie, wyznaję, że sam jestem upadłym, (choć akurat nie w tej konkretnej dziedzinie) człowiekiem, który całe swoje zaufanie złożył w łasce Bożej. Nie czuję się więc w niczym lepszy od osób w felietonie w jakikolwiek sposób skrytykowanych.