Tomek Żółtko

poeta • muzyk • publicysta

Kraków 03.01.2009


„…[ Jezus ]… wstał od stołu, złożył swe szaty, wziął prześcieradło i przepasał się nim. Potem napełnił naczynie wodą, zaczął umywać uczniom nogi i ocierać je prześcieradłem, którym był przepasany… …Kiedy już umył im nogi … wrócił na swoje miejsce przy stole i zapytał ich: Czy wiecie, co oznacza to, co wam uczyniłem? Wy nazywacie mnie Nauczycielem i Panem. Dobrze mówicie, bo jestem nim. Jeżeli wobec tego ja, Pan i Nauczyciel wasz, umyłem wam nogi, to czyż wy nie powinniście sobie nawzajem nóg umywać? Zostawiłem wam przykład, żebyście sobie nawzajem to czynili, co ja wam uczyniłem… …Postępujcie… zgodnie z tym, a będziecie szczęśliwi.”

Ew Jana 13,4-5; 12-15; 17b

Oto Jezus Chrystus – Mesjasz – w całej swojej boskości i chwale!!! Półnagi, przepasany prześcieradłem, nisko pochylony przed szarymi, zwyczajnymi ludźmi i myjący im zakurzone… przepocone stopy! Oto kto dla Boga jest wielki! Oto co dla Boga jest wielkie!

Od tego zdarzenia mija dwa tysiące lat. Jesteśmy jako chrześcijanie doskonale, teoretycznie„uzbrojeni” we wnioski zeń płynące a jednak… słowa Nauczyciela, jego półnagie ciało i pochylenie, no i wreszcie ta miednica z brudną wodą… niezmiennie stanowią dla nas coś w rodzaju nieakceptowalnego w praktyce skandalu. Bo przecież, tak n a p r a w d ę odnajdujemy w sobie zupełnie inne pragnienia i tak n a p r a w d ę skojarzenia z wielkością mamy diametralnie inne… Pomimo, że gdzieś tam z tyłu głowy obijają nam się zdania: „… Kto by wśród was chciał być wielkim, niech będzie waszym sługą, a kto by chciał stać się pierwszym, niech będzie niewolnikiem wszystkich. Bo i Syn człowieczy również nie przyszedł po to, żeby Mu służono, lecz żeby służyć i oddać swoje życie na okup za wielu.”

Mk 10,43b-45

Bywamy więc wewnętrznie rozdarci i jeżeli cynizm nie zabił jeszcze naszych sumień, to owo rozdarcie, boleśnie nam dokucza…

Dlatego próbujemy sobie z nim jakoś radzić. Tyle że często próbujemy s a m o d z i e l n i e … no i wychodzą nam różne kwiatki – tyleż groteskowe co żałosne. A to w kościołach, w Wielki Czwartek, na oczach kamer i tłumów hierarchowie ( przyodziani bynajmniej nie w „pokorne” prześcieradła lecz kosztujące majątki liturgiczne szaty ) polewają odrobiną wody, odmoczone wcześniej stopy starców ( co samo w sobie jest może nawet ładnym gestem, ale z tym co uczynił apostołom Chrystus doprawdy nie mającym wiele wspólnego … ), a to zwyczajowo zaczęliśmy nazywać „usługiwaniem” najbardziej prestiżowe aktywności w Kościele ( np. mówienie kazań ) i do tego jeszcze utrzymujemy, że są one tak samo doceniane przez ogół jak np. sprzątanie, zmywanie naczyń itp; a to oficjalnie utrzymujemy, że wszystkie Dary Duchowe są tak samo potrzebne, jednocześnie – dziwnym trafem – zdecydowanie preferując te najbardziej spektakularne itd. itd.

I tak rodzi się karykatura…

Bo n a p r a w d ę – to wiemy, że wielkimi są błyskotliwy ewangelista a nie pomywacz, sławny artysta gospel a nie sprzątacz toalet, namaszczony prorok a nie pielęgniarka w domu starców…

Czy się mylę?

Bo też kogo sadzamy na pierwszych, najbardziej zaszczytnych i wyeksponowanych miejscach w naszych kościołach? Kogo oficjalnie witamy? Komu się pierwsi nisko kłaniamy? Kogo podziwiamy?
Wreszcie – co nam imponuje i kim pragniemy być? … w Kościele… wśród naśladowców Tego, co kiedyś zgięty nisko, z miską wody… uczniom mył nogi…

Zdaję sobie sprawę, iż pisząc o tym łatwo popaść w demagogię. Znam próby udowodniania – na podstawie wielkoczwartkowej historii, że woźny powinien być ważniejszy od dyrektora… salowa od ordynatora…

Nie chcąc zajmować się bzdurami, powiem wprost – dla Chrystusa liczy się nasza postawa.
To takie banalne… To takie trudne!!!

Ileż ludzkich zranień, ileż niekończących się podziałów, odejść od wiary, ileż klątw i obelg wynikło i wynika z niezdrowych ambicji, chęci znaczenia, podziwu, ślinienia się na myśl o rządzie dusz – ludzi mieniących się s ł u g a m i Kościoła… Pragnących podobno służyć…
A ileż towarzyszy temu zapewnień, że przecież chodzi o czystość nauki, właściwe duszpasterstwo… o Ducha Świętego… o rozwój…
Przeraża mnie to.

Jest jednak w przytoczonym, ewangelicznym tekście coś także dla mnie niezwykle krzepiącego. Widzę w nim bowiem Chrystusa nie brzydzącego się człowieczeństwem takim, jakim ono jest – nawet jeżeli jest brudne i przepocone ( w sensie dosłownym i przenośnym ). Widzę w nim Chrystusa niebrzydzącego się mną – grzesznym marnym człowiekiem… Człowiekiem o bardzo kiepskim życiorysie, z bardzo często niezdrowymi ambicjami i dążeniami. Ten tekst pokazuje mi Jezusa, który nie tylko ode mnie wymaga pokory, ale który jest ( także wobec mnie!!! ) pokornym. Dzięki Niemu nie muszę więc beznadziejnie wdrapywać się na niedostępne wyżyny boskiej świętości, żeby Mu udowodnić, ze jednak nie jestem taki zły. Wystarczy, gdy ( …tylko… aż – sic!!! ) zegnę mój krnąbrny kark, zacznę innych uważać za bardziej godnych… ważnych i będę im służył w Jego imieniu.
To takie banalne… To takie trudne!!!

Chrystusie
– dziękuję za Twój przykład pokory. Chcę być do Ciebie podobnym. Proszę pomóż mi! A także strzeż mnie przed p o z ą służenia, przed bełkotem wystudiowanych i haniebnie kłamliwych rytuałów i świętoszkowatych zapewnień. Potrzebuję przemiany umysłu, abym chciał i potrafił żyć według Twoich standardów oraz w oparciu o nie postrzegać innych. Pomóż być pokornym n a p r a w d ę.
Znajdować w pokorze szczęście.
Amen