Tomek Żółtko

poeta • muzyk • publicysta

Wigilia Bożego Narodzenia, Kraków 2010


"I [Maria] urodziła swego pierworodnego Syna, owinęła Go w pieluszki i ułożyła w żłobie, ponieważ w gospodzie nie było dla nich miejsca. Na pobliskich polach przebywali natomiast pasterze. Na przemian trzymali oni nocną wartę przy swoim stadzie. Wtem stanął przy nich anioł Pana. Chwała Pańska ogarnęła ich zewsząd swym blaskiem, a oni wpadli w przerażenie. Przestańcie się bać - uspokoił ich anioł - właśnie ogłaszam wam wielką radość! Będzie ona udziałem całego ludu. Dziś urodził się wam Zbawca. Jest Nim Chrystus, Pan."

- Ew. Łukasza 2:7-11a -

Ten, przez którego i dla którego zostało wszystko stworzone (por. Kol.1,16), rodzi się w miejscu absolutnie do tego się nienadającym, zaś pierwszymi, którzy się o tym dowiadują, są przedstawiciele absolutnych dołów społecznych. Akcja rozgrywa się na głębokiej prowincji okupowanego państewka – nic właściwie nieznaczącego w kontekście wielkiego Imperium Romanum.
Dziś jesteśmy z tym oswojeni. Nie dziwią nas ani te okoliczności, ani miejsce akcji. Upływ dwóch tysięcy lat, szeroko pojęta, nieco infantylna tradycja z domieszką pogańskiego rodowodu, sprawiły, że obecnie chcemy głównie pamiętać o bombkach na choinkach, mikołajach z prezentami i spotkaniach rodzinnych przy suto zastawionych (oraz zakrapianych) stołach. Cukierkowate w większości kolędy nie są w stanie na dłużej zwrócić naszych myśli ku tamtym zdarzeniom – tym bardziej, że „szalejąca” poprawność polityczna, tak bardzo martwiąca się o uczucia religijne ateistów i wyznawców Islamu, coraz częściej w ogóle zabrania nazywać ten szczególny czas „Bożym Narodzeniem”.

I tak oto – w pewnym sensie – historia zatacza koło. Zbawiciel świata, dwa tysiące lat temu niezauważony – a jeżeli już, to ze względu na podłość swego pochodzenia i urodzenia – przez ten świat pogardzony, jest dzisiaj ponownie niezauważany, a jeżeli już, to pogardzany przez „nowoczesnego” człowieka. Wiara weń jest coraz bardziej spychana do „moherowego rezerwatu”. Rezerwat odwzajemnia się nienawistną pogardą, skutkującą narastaniem podobnej pogardy „oświeconych, industrialnych i postmodernistycznych”…
To takie banalne!

Pogarda…
Zwykle obraca się przeciwko nam!
Nie chcemy jej jednak widzieć w sobie. My bowiem albo walczymy o sprawę, albo to inni swoją głupotą, podłością, relatywizowaniem itd. powodują, że przecież MUSIMY się odnieść negatywnie. Jakże zwykły syn cieśli może zwracać ( i to tak bezczelnie!) uwagę NAM – wykształconym zakonoznawcom, potomkom Abrahama, strażnikom czystości wiary…?! Jakże może zwracać (i to tak bezczelnie!) uwagę NAM – członkom najprawdziwszych kościołów, obrońcom moralności, chrześcijańskich standardów – ktoś, kto należy do nienajprawdziwszego kościoła, nie spełniający NASZYCH chrześcijańskich standardów, no i w ogóle o tak szemranej proweniencji…?!

Pogarda…
No bo, czy może przyjść coś pozytywnego z Nazaretu??? (por. Ew.Jana 1,46)
No, bo czy może być coś pozytywnego u katolików, protestantów, prawosławnych, charyzmatyków, niecharyzmatyków, słuchaczy Radia Maryja, czytelników Gazety Wyborczej, komunistów, socjalistów, liberałów, konserwatystów, hippisów, heavymetalowców, garniturowych establiszmentowców??? (niepotrzebne skreślić)
Czy może?!
Znów, jak co roku, większość z nas powiesi na choinkach bombki, zapali lampki, zafałszuje niemiłosiernie „Bóg się rodzi”. Rzecz jasna wzbudzi to pogardę i załamywanie rąk połączone ze świętym gniewem tych, którzy WIEDZĄ, że jest to przejaw pogańskich kultów solarnych. Ci ludzie – z oczywistych powodów, od dawna budzą nasze pogardzanie…
Zapewne dobrze sobie pojemy (popijemy – ale ciiiii!! – żaden porządny chrześcijanin nie pije alkoholu… z drugim porządnym chrześcijaninem), zaliczymy stosowne msze i nabożeństwa, damy prezenty dzieciom, ciesząc się ich radością…
To takie banalne!

No, a zaraz potem Nowy Rok (znów sobie pojemy a może nawet… ale ciiii!!!) i trzeba będzie wrócić do zmagania się z życiem. Zmagania, w którym dalej będziemy trwali w przekonaniu, że jeżeli już – to pogardzają nami tamci, ale nigdy my! My bowiem walczymy o lepszy świat, a mamy do tego pełne prawo gdyż wyłącznie nasz kościół i nasza partia stanowią rzeczywisty, „panajezusowy” ratunek dla tego tyleż udręczonego, co zdemoralizowanego narodu…
To takie banalne!

„Myślcie nie o tym, jak się wybić kosztem innych lub zaspokoić własną próżność, ale raczej w pokorze uważajcie jedni drugich za ważniejszych od siebie. Niech każdy dba nie tylko o to, co jego, lecz i o to, co cudze.” (Fil.2,3-4)
Tak pięknie, ale i dosadnie napisał kiedyś Apostoł Paweł.
Czy może to dla mnie mieć jakieś zastosowanie?
Noooo… hmmm… Ja przecież walczę o czystość nauki i morale i przecież na podstawie stosownych cytatów, źródeł oraz historii – mogę łatwo wykazać, że to mój kościół i moja partia stanowią „najpanajezusowszy” ratunek dla…
To takie banalne!

Jednak dwa tysiące lat temu, znaleźli się i tacy, którzy leżącym na sianie Noworodkiem nie pogardzili. Ciekawe, że baaaardzo różnili się od siebie. Z jednej strony był to plebs pasterski, (któremu nie wiedzieć czemu objawiła się chwała Boża…), z drugiej strony była to trójka wysoko postawionych, dobrze urodzonych orientalnych naukowców i dostojników z samych wyżyn społecznych. Nie wnikając w szczegóły – jedni i drudzy pokłonili się, oddali hołd i honor…
Czy to nas może czegoś, Drogi Czytelniku, nauczyć? Nie wiem…! Pierwsi byli przecież zupełnymi prostakami, zupełnie nieznającymi Pisma Świętego (nie praktykowali raczej tzw. codziennego „cichego czasu”), drudzy zaś to przedstawiciele zupełnie innej kultury i chyba (o zgrozo!!!) INNEJ WIARY!!!
Co z tego wynika? No, jeżeliby chcieć temat jeszcze konsekwentnie drążyć…
Ale ja już nie chcę! Chyba… boję się!

Wesołych Świąt!